ebu w Amerykach

środa, 31 sierpnia 2011

Wenezuelski Ossow i przelamanie lodow


Pierwsze koty za ploty. Poznalam mniej wiecej 1/8 rodziny Esmeralda czyli ok18 osob. Niniejszym mam juz znajomych w kilku dzielnicach i ´ubranizaciones´ czyli takich mini miasteczkach otoczonych wysokim murem niczym wioska uniwersytecka. Po kilku spotkaniach udalo mi sie rowniez przytemperowac moj sposob witania nowo poznanych osob. Przyzwyczajona do cieplych usciskow i dwoch soczystych buziakow w Hiszpanii nastawilam sie na podobny styl tutaj. Zdziwione buzie siostr Esmeralda po dwoch buziakach z mojej strony daly mi do zrozumienia, ze tutaj wyglada to nieco inaczej. Przykrecilam zatem swoja wylewnosc do jednego buziakia miedzy kobietami oraz do uscisku dloni z mezczyznami. Powiedzmy, ze to tak jakby drobny krok do tylu w serdecznosciach. Ale zyczliwosci przy tym tyle samo jesli nie wiecej.

Po calodniowym rozkosznym odsypianiu podrozy wybralam sie z rodzinka Esmeralda na koncert zespolu DAME PA´ MATALA na jednym ze stadionow w miescie. Taki koncert niewiele rozni sie od koncertow w Polsce. No poza tym, ze w Polsce nikt nie przeswietla przy wejsciu torebek i plecakow w poszukiwaniu niebezpiecznych narzedzi lub broni, a po stadionie nie chodzi policja z karabinami. Byla tez obsluga medyczna noszaca skrzykne od narzedzi pelna bandazy. Kontrola przy wejsciu mnie nie zaskoczyla, w koncu nasluchalam sie o ´malandros´ z pistoletami, buszujacych po wszystkich zakatkach miasta i czychajacych na lup. Za to zaskoczyla mnie muzyka: wspolczesna o tresciach gleboko religijnych. Przenioslam sie myslami na coroczne zloty mlodziezy w Ossowie sprzed kilku lat. Intensywny muzyczny przekaz Slowa Bozego. Dookola mnostwo mlodych ludzi, mlodych malzenstw, dzieci, niemowlat, rodzin. I tak minal poranek i wieczor – dzien drugi. 

wtorek, 30 sierpnia 2011

Podroz czyli Chinczycy z brudnymi paznokciami i falszywy paszport


Jestem z siebie dumna. Na osmio-miesieczna podroz spakowalam sie w jedna walizke, ktora wazyla idealnie dozwolone 23kg. Owszem, mialam ze soba bagaz podreczny i tego juz nikt nie wazyl na lotnisku wiec co sie udalo upchnac – przylecialo ze mna. Zgodnie z dobrymi radami podrozujacych Wenezuelczykow walizke zamknelam na klodke i owinelam plastikiem. Pierwsze chwile podrozy nie byly zbyt pasjonujace. Po trzech nieprzespanych nocach przegapilam moj ulubiony moment lotu czyli odklejenie sie od lotniska. Jak tylko poczulam miekkie siedzenie od razu odplynelam. Dwie godzinki do Paryza zlecialy niepostrzezenie. W Paryzu mialam niecale 45min na przesiadke, co wiazalo sie z kolejnym przejsciem przez kontrole bagazu podrecznego. I tam zdarzylo sie wlasnie to – najstraszniejszy moment mojej podrozy: skonfiskowali mi nutelle. Owszem, mialam wybor: moglam oddac gigantyczny sloik nutelli panu sluzbiscie lub zjesc na miejscu. Podjelam bolesna decyzje o oddaniu 500gramow pysznego kremu czekoladowego, ktory mial byc bezcennym prezentem dla mojego sympatycznego gospodarza w Wenezueli. No coz, zycie. Nie mozna miec wszystkiego. Skoro udalo mi sie zapakowac wszystkie pary obcasow, ktore planowalam to musialam zrzec sie nutelli. Do samolotu do Caracas dostalam sie na czas. Usiadlam sobie przy okienku i czekalam na te tlumy latynosow. Ku mojemu zaskoczeniu niemalze wszystkie siedzenia wokol mnie byly zajete przez... Chinczykow z bardzo brudnymi paznokciami. Cale szczescie, ze akurat bezposrednio obok mnie siedzial przystojny Wenezuelczyk, ktory zachwycil sie faktem, ze mowie po hiszpansku. Dzieki temu calkiem sympatycznie minelo poltorej godzinne czekanie na start a potem 9 godzinny lot. Niby planowalam spac, ale jak tu spac, gdy na malym ekraniku tuz przede mna serwuja ok30 filmow. Do wyboru do koloru, trzasnelam chyba ze trzy, jeden po drugim. Dorzucic do tego dwa posilki i pogawedki z Wenezuelczykiem, przelot zlecial szybko. Najwiekszy stres dopadl mnie po wyjsciu z samolotu, w kolejce do okienka imigracyjnego: czy mnie wpuszcza, czy bedzie jakis problem , czy moja walizka nadal bedzie na mnie czekala gdy wyjde z kontroli imigracyjnej. Na szczescie wszystko poszlo dobrze, chociaz moj paszport nie dal sie tak latwo wprowadzic do systemu, az trzy osoby nad nim deliberowaly, ale w koncu jedna z nich wzruszyla ramionami i machnela, zeby mnie wpuscili. Esmeraldo twierdzi, ze przekonal ich moj usmiech lub kolor wlosow, ze wpuscili mnie na falszywy paszport :P Walizka na mnie czekala, przy kontroli bagazu pomogl mi lokalny celnik z szerokim usmiechem powtarzajacy ´que bella!´ Hala przylotow przypomina dwa brzegi rzeki z przeszklonym mostem. Na calej szerokosci hali ustawiaja sie odbierajacy i machaja jak tylko zobacza ziomka przeswietlajacego walizki. Tak tez machal Esmeraldo czekajac na mnie. Dotarlam bezpiecznie do  Caracas. W tamtym momencie stresik opadl bo bylam juz przechwycona przez ´tubylca´, ktory doskonale wiedzial gdzie zmierzamy. Z hali lotniska miedzynarodowego (przykladowo Okecie) przeszlismy kilka krokow do hali lotow narodowych (przykladowo Etiuda). Gorac mnie nie powalil, poniewaz wieczor okazal sie mniej upalny. Aczkolwiek majac na sobie najgrubsze spodnie, dwe koszulki i jesienne polbuty i tak plonelam.  Hala lotow narodowych zrobila  na mnie wrazenie – duza, z pieknymi witrazami i... klimatyzowana. Lot z Caracas do Maturin byl opozniony 5h. Drobnostka. W tym czasie poznalam trzech panow z obslugi lotniska, mala dziewczynke, ktora znala Esmeralda, mimo ze on jej nie znal oraz dwie przesympatyczne panie, z ktorych jedna uprzejmie poprosila o pozyczenie bluzy, poniewaz bylo jej zimno, od tej klimatyzacji rzecz jasna. Bylam pod wrazeniem, gdy w pewnym momencie podszedl do nas pracownik lotniska z kubeczkami soku, a potem otrzymalismy bony na darmowa pizze. Wyzerka, ze hej. Moj pierwszy posilek w Wenezueli : pizza i sok pomaranczowy. Lotu z Caracas do Maturin nie pamietam, mam dziwne wrazenie, ze zasnelam juz stojac w oczekiwaniu na otwarcie bramki do samolotu. Do domu dojechalismy bez problemow imponujacym Chevroletem, oczywiscie z klimatyzacja. Pierwsze wrazenie z nocnej przejazdzki po miescie – rany, jak bosko, ze tu jestem! 

jak przygotowac sie do kolejnej z wielu podrozy zycia?

‎"…najważniejsze co mam do zrobienia, to zorganizowanie własnego życia. Zastanowienie się czego pragnę, o czym marzę, czego potrzebuję – a potem znalezieniem sposobu, żeby to zrealizować."

dlaczego?

‎"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj."